Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O! strzeż się pan, my silne jesteśmy.
— Ale ztąd do Ville d’Avray nie blisko wcale.
Nie słuchaliśmy go już, biegaliśmy po szpalerach i zbieraliśmy kwiaty — kto znajdzie piękniejsze? Ogrodnik szedł za nami. Biedne motyle i pszczoły musiały się lękać żebyśmy ich do szczętu nie zniszczyli.
Potem nuż zarzucać pytaniami dobrego ogrodnika.
— Możemy wziąć ten?
— Rozumie się.
— A ten?
— I ten także.
— A tamten?
— Naturalnie.
— O! to dopiero piękny kwiatek, ale pan go nam nie dasz, prawda?
— I owszem, weźcie.
Radość nasza była niezmierna, zabraliśmy nie dwa bukiety ale dwa snopy kwiatów.
— Ale wy nie zabierzecie tego wszystkiego sam rzekł mi ogrodnik.
— Zabierzemy, zabierzemy, wołaliśmy oboje unosząc każde swój bukiet.