Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ile razy zbliżenie się chwili odjazdu mego pochmurzy czoło Magdaleny, p. d’Avrigny, który spostrzega tę chmurę mówi jéj tylko:
— Śmiało! moja kochana, wszak nie będziesz sama: ja zostanę z tobą, a Antonina wraca w Poniedziałek. I wnet na tę obietnicę twojego powrotu, chmura znika, i Magdalena pierwsza mówi: „tak, tak, trzeba aby odjechał.“ — I dziś to jeszcze powtórzyła, chociaż już jutro mam odjeżdżać; jednak widzę dobrze, że odjazd mój niepokoi p. d’Avrigny. Dziś kiedym o 5 wychodził od Magdaleny, wziął mię na stronę i rzekł:
— Mój kochany Amory, jedziesz jutro. Widzisz jak Magdalena jest rozsądna, i jak przychodzi do siebie, kiedy ją żadne nagle wzruszenia nie wstrząsają. — Hamuj się więc, oszczędź jéj wzruszeń przy pożegnaniu, bądź zimny, jeśli tego będzie potrzeba; niczego tak się nie lękam jak objawień miłości twojej. Dwa razy już widziałeś skutki, tych wrażeń zbyt silnych. Pierwszy raz, kiedyś jéj powiedział, że ją kochasz mało nie zemdlała, drugi raz, kiedyś tańczył z nią — mało nam nie umarła. Twoje słowa, tchnienie twoje mają zabójczy wpływ na tę organizacją wątłą i gorączkową. Oszczędzaj