Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale p. d’Avrigny nic nie mówiąc, zbliżył się. trwożliwy do Magdaleny, patrzał na nią przenikliwie i wziął za puls.
— Drogie dziecię, rzekł po chwili milczenia, (podczas którego łatwo można było widzieć, że wszytkie władze jego zbiegły się na to badanie), drogie dziecię, o jedną łaskę prosić cię mam. Słuchaj! Magdaleno, mówił daléj przyciskając ją do serca, trzeba abyś obiecała staremu ojcu, że mu nieodmówisz prośbie jego.
— O! mój Boże, zawołała Magdalena, ojcze! ty mię przestraszasz!
Amory zbladł, bo w błagalnym głosie p. d’Avrigny wiele się przebijało obawy.
I znów było cicho przez chwile, i mimo wszelkie staranie z jakim p. d’Avrigny krył uczucia swoje, czoło jego zasępiało się coraz bardziéj.
— A więc mój ojcze, mów! rzekła Magdalena drżąc cała. Powiedz, co mam zrobić? Czy jestem chora więcéj, niż sądzę sama?
— Moja córko ukochana, mówił p. d’Avrigny nic odpowiadając na pytanie Magdaleny, nie śmiem Cię prosić, abyś zupełnie nie była na tym balu, chociaż to byłoby może najlepiéj; mogłabyś po-