Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Życie jenerała Tomasza Dumas.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Z tymi dwunastoma wstrzymaliśmy szarżę nieprzyjacielską i jako tako ujrzeliśmy się w bliskości mostu, ale tu, jak gdyby zbawienie poza nim ich czekało, ostatni nasi dragoni zemknęli.
„Trudno byłoby opowiedzieć, jak się dostaliśmy do mostu, jenerał i ja. Widziałem jak jenerał wznosił w górę szablę, jak młocarz w stodole cepy, a ilekroć ją spuszczał, powalał człowieka. Wnet sam się tak zwijać musiałem, że spuściłem z oczu jenerała. Dwóch czy trzech jeźdźców austryackich uwzięło się na mnie, chcąc mnie zabić lub wziąć do niewoli. Zraniłem jednego pchnięciem, drugiemu rozpłatałem głowę, ale trzeci tak mnie rąbnął w ramię, że rzuciłem się w tył, koń mój, miękki w pysku, stanął dęba i przewrócił się na mnie w rów.
Było to na rękę austryakowi, który mnie leżącego ciągle kłuł i byłby pewnie nadział, gdybym nie był zdążył lewą ręką wyrwać z olstra pistolet. Palnąłem nie celując, i nie wiem czym konia czy jeźdźca trafił, to tylko pewna, że koń spiął się na zadnich nogach, rzucił się w bok i o dwadzieścia kroków odemnie uwolnił się od jeźdźca.