Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prób leczenia, zjednały mi wkrótce wielki rozgłos, a przez ostatnie dwa lata zrobiłem go majętnym człowiekiem.
— Tyle musiałem panu opowiedzieć, panie Holmes, o swej przeszłości i o swych stosunkach z Blessingtonem. Teraz przejdę do wydarzeń, które skłoniły mnie do odwiedzenia pana dziś wieczór.
— Przed kilku tygodniami wszedł raz do mnie Blessington niezwykle wzburzony i opowiadał o popełnionej kradzieży z włamaniem w Westend. Mojem zdaniem niepokoił się on tem zupełnie zbytecznie, uważałem też to za wcale niepotrzebne, że kazał natychmiast u wszystkich okien i drzwi zbadać i wzmocnić zamki i zasuwki. Przez ośm dni nie mógł się uspokoić; spoglądał ciągle ukradkiem na ulicę, zaprzestał nawet swej krótkiej przedobiedniej przechadzki i zupełnie nie wychodził z domu. Zachowanie się jego robiło wrażenie, jakby był w ciągłej śmiertelnej trwodze przed jakiemś niebezpieczeństwem. Na wszystkie moje pytania odpowiadał on tylko takiemi osobistemi obelgami, że odeszła mi chęć dotykać powtórnie tego tematu. Z czasem lęk jego zwolna znikał i powracał już do swego dawnego trybu życia, gdy wtem zaszedł wypadek, który go niezwykle przybił i doprowadził do tego opłakanego stanu, w jakim się teraz znajduje.