Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak opiewała ta dziwna propozycya, zrobiona mi przez pana Blessingtona; nie potrzebuję chyba opowiadać, jak długo sprawę tę omawialiśmy i jak się wreszcie na to zgodziliśmy. Krótko mówiąc — sprowadziłem się do nowego mieszkania prawie pod tymi samymi warunkami, jakie postawił. On sam mieszkał przy mnie, jako ciągły pacyent, i używał dwa najlepsze pokoje na pierwszem piętrze dla siebie na sypialnię i zwykły pokój mieszkalny. Ponieważ cierpiał na wadę sercową, dlatego zdawało mu się, że potrzebuje ciągłej lekarskiej opieki. Był to dziwny człowiek, który nienawidził towarzystwa i bardzo rzadko wychodził. W codziennych swych zajęciach nie kierował się żadną regułą, pod jednym tylko względem był niezwykle punktualny. Zwykł był mianowicie każdego wieczora zjawiać się o tej samej godzinie w moim pokoju do przyjęć, przeglądać książki, wypłacać mi za każdą zarobioną gwineę pięć szylingów i trzy pensy, resztę zaś zabierał, aby ją schować w żelaznej skrzyni na pieniądze, która stała w jego pokoju.
— Mogę powiedzieć z całą stanowczością, że nie miał nigdy powodu użalać się na swój pomysł spekulacyjny. Powodziło mi się od samego początku. Dobra sława, którą sobie zdobyłem już w szpitalu, jak też parę udałych