Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziesięć lat tyle zaoszczędzę, abym mógł rozpocząć samoistną praktykę. Nagle atoli otworzyły się dla mnie zupełnie nowe, niespodziane widoki.
— Pewnego ranka wszedł do mego pokoju jakiś, zupełnie mi nieznany pan, nazwiskiem Blessington, i zaczął bez żadnego wstępu:
— Czy to pan jesteś tym Percy Trevelyanem, który złożył tak znakomicie egzamin i otrzymał niedawno wielką nagrodę?
— Ukłoniłem mu się.
— Niech mi pan swobodnie i otwarcie odpowiada, ciągnął dalej, bo może to być dla pana bardzo korzystne; ma pan dostateczne uzdolnienie, ażeby zrobić szczęście, ale czy posiada pan w równej mierze taktowny sposób zachowania się?
— Było to dziwne pytanie. Sadzę, że mi go nie brak, odrzekłem, śmiejąc się.
— Nie ma pan żadnych złych nawyczek? Nie ma pan skłonności do trunków, co?
— Ależ, mój panie! zawołałem.
— Niech się pan nie gniewa. Ma pan zresztą słuszność, ale ja się muszę o to zapytać. — Powiedz mi pan przecie, dlaczego pan przy swoich zdolnościach nie rozpoczyna własnej praktyki?
— Wzruszyłem ramionami.