Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ledwie Holmes schował napowrót pół korony, którą chciał wyciągnąć z kieszeni, gdy zbliżył się do nas starszy, ponuro patrzący mężczyzna, wywijając w ręku biczyskiem.
— Co tu się dzieje, Dawsonie? zawołał. Żadnego gadania i marsz do swojej roboty! A pan czego tu szukasz do dyabła?
— Chciałbym z panem chwilkę się rozmówić, odpowiedział Holmes bardzo łagodnym głosem.
— Nie mam czasu na rozmowy z każdym przybłędą, zresztą nie trzeba nam tu żadnych obcych. Wynoś się pan w czas, bo wyszczuję pana psami.
Tymczasem Holmes pochylił się i szepnął ujeżdżaczowi coś do ucha. Ten skoczył, jakby ukąszony przez żmiję i poczerwieniał z gniewu.
— To jest kłamstwo! krzyknął, podłe kłamstwo!
— Słusznie! Ale czy mamy o tem mówić tu przy świadkach, czy raczej w cztery oczy w pańskim pokoju?
— Ależ proszę, jeżeli pan sobie koniecznie tego życzy.
Holmes uśmiechnął się.
— Zaczekasz na mnie, Watsonie, parę tylko minut, rzekł mi. Jestem do usług pańskich, panie Brown.
Upłynęło atoli dobrych 20 minut i nastała