Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kurkiem na szczycie skrzyni, za którą przycupnąłem. Holmes spuścił zasuwkę latarni i zostawił nas w zupełnej ciemności, takiej ciemności, jakiej nigdy przedtem nie doświadczyłem. Pozostał tylko odór rozgrzanej blachy, aby nas upewnić, że było tam jeszcze światło, gotowe zabłysnąć w każdej chwili. Nerwy moje, napięte do najwyższego stopnia wyczekiwaniem, przygnębiał i przytłaczał ten zupełny mrok i zimne wilgotne powietrze piwnicy.
— Oni mają tylko jedno wyjście, szepnął Holmes. Prowadzi ono w tył popod dom na Saxe Coburg square. Spodziewam się, żeś zrobił to, com ci mówił, Jonesie?
— Inspektor i dwóch konstabli czeka przy drzwiach frontowych.
— Więc osaczyliśmy wszystkie wyjścia. A teraz musimy być cicho i czekać.
Jak mi się czas dłużył. Później okazało się z porównania, że to trwało godzinę i kwadrans, ale mnie się zdawało, że noc musiała już przejść i że już zaczęło świtać nad nami. Członki moje były znużone i zdrętwiałe, bo obawiałem się zmienić moje położenie, ale nerwy napięte były do najwyższego stopnia, a słuch zaostrzył się tak, że mogłem nietylko słyszeć lekki oddech moich towarzyszy, ale i odróżnić głębsze, cięższe sapanie grubego Jonesa, od lekkich westchnień dyrektora