Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ufam w to, że nie jestem mniej bystry niż moi bliźni, ale byłem zawsze przytłoczony uczuciem własnej głupoty, kiedy miałem do czynienia z Sherlockiem Holmesem. Tu słyszałem to co i on i widziałem to co i on, a przecież można było poznać z jego słów, że on wiedział dokładnie nietylko to co zaszło, ale i to co ma się stać, podczas gdy dla mnie cała sprawa była jeszcze zagmatwana i komiczna. Kiedy jechałem do domu do Kensington, myślałem o tem wszystkiem począwszy od niezwykłej historyi czerwonowłosego przepisywacza Encyklopedyi, aż do wizyty na Saxe-Coburg square i złowróżbnych słów Holmesa, z któremi się ze mną rozstał. Co miała znaczyć ta nocna wyprawa i dlaczego miałem iść uzbrojony? Gdzie mamy się udać i co robić? Holmes napomknął mi, że ten miły z wejrzenia pomocnik właściciela zakładu zastawniczego był groźnym człowiekiem — człowiekiem, który może prowadzić niebezpieczną grę. Usiłowałem to rozwikłać, ale zaniechałem tego rozczarowany i odłożyłem sprawę na bok, żeby mi noc dopiero przyniosła wyjaśnienie.
Było kwadrans na dziesiątą, kiedy wyruszyłem z domu i puściłem się w drogę przez Park, a potem przez Oxford-Street na Baker Street. Dwie dorożki stały przed drzwiami,