Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 1.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

schodów, a mego syna po drugiej stronie. Pozostawiam to pańskiemu sądowi, czy było możliwem, żeby złodziej tu wszedł nie zwracając naszej uwagi.
— Zdaje mi się, że pan krążysz w koło, polując na świeży trop, odezwał się syn z bardzo złośliwym uśmiechem.
— Czekaj no pan, muszę pana prosić, abyś mi jeszcze pomógł. Chciałbym naprzykład wiedzieć, jak wysoko wznoszą się okna sypialń na froncie. To zdaje mi się jest pokój pańskiego syna — popchnął drzwi — a to jak przypuszczam, pokój do ubierania się, gdzie siedział paląc fajkę, gdy narobiono hałasu. Gdzie też wychodzi jego okno?
Przeszedł sypialnię, otworzył drzwi i rzucił okiem dokoła drugiego pokoju.
— Spodziewam się, że jesteś pan zadowolony? zgryźliwie zapytał Mr. Cunningham.
— Dziękuję panu, zdaje mi się, żem widział wszystko, czegom sobie życzył.
— Więc jeżeli to jest rzeczywiście konieczne, to możemy iść do mojego pokoju.
— Jeżeli nie zrobię tem za dużo kłopotu.
Sędzia pokoju wzruszył ramionami i poprowadził nas do własnego pokoju, który był umeblowany niewytwornie i pospolicie. Gdyśmy przezeń przechodzili w kierunku okna, Holmes pozostał w tyle tak, że ja i on byliśmy