Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na pięćdziesięciu chorych. Jak musiał wyglądać nasz pawilon przy setkach chorych na najgroźniejszą febrę, dyzenterję, krwawą biegunkę i t. p., trudno opisać. Obraz nie był wolny od rysu mimowolnej i tragicznej ironji. Jeden koniec pawilonu zajęty był przez scenę, na której ustawiono już dekoracje do operetki. Kiedy wybuchła epidemja musieliśmy tam urządzić latryny dla tych, którym siły pozwalały tam się dowlec. Słabszych trzeba było obsługiwać tam, gdzie ich choroba zwaliła, wskutek czego powietrze było przesycone okropnym zaduchem i wyziewami. W tych warunkach był nasz pawilon, kiedy nam przysłano do pomocy dwie pielęgniarki. Nigdy nie zapomnę tych jasnych, anielskiej dobroci, postaci, które pelęgnowały nieszczęsnych chorych, traktując ich jak słabe niemowlęta, poprostu ze szczytowem samozaparciem się. Dzięki Bogu obie wyszły cało z tej próby.
Miesiąc spędzony w wygodach może się wydać krótkim, lecz cztery tygodnie w pomienionych warunkach, wśród strasznego powietrza, przesyconego chorobą, wśród tumanu much, okrywających wszystko, pakujących się wprost do ust jedzącego, wydały się wiekiem. Było jeszcze pół biedy, kiedy cały nasz personel mógł pracować. Lecz wkrótce ludzie nasi poczęli słabnąć z nadmiernego wysiłku. Niemal wszyscy byli ochotnikami z Lancashire, z zawodu robotnicy tkaccy, drobni, źle odżywiani, lecz pełni zapału i energji. Niestety z piętnastu, dwunastu uległo wkrótce chorobie, zmniejszając tym sposobem poważnie ilość rąk do pracy, zwiększając równocześnie jej zasób. Trzech z nich