Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziesiątą część mego całego majątku, dałem marynarzom; resztę mej skromnej gotówki schowałem starannie do wewnętrznej kieszeni surduta. Siedziałem tak tedy, zatopiony w widoku burzliwego morza i rozmyślałem, co mam czynić. Cierpiałem od zimna i głodu, wiatr siekł mnie w twarz, ale świadomość, że nie jestem już zawisły od wrogów mej ojczyzny, że nie jestem zdany na ich łaskę, przepełniała serce me radością.
Zamek Grobois był, o ile mogłem sobie przypomnieć, oddalony stąd o dobrych dziesięć mil. O tak niewłaściwej porze, nawskróś przemoczony i nieuczesany, nie mogłem jawić się u mego wuja, którego dotąd osobiście nie znałem. Czyż miałem przybyć do zamku moich ojców w zabłoconych łachmanach, zwracać na siebie podejrzliwe i szydercze spojrzenia służby? Tej myśli nie mogłem znieść, nie pozwalała na to moja duma. Musiałem konieczne szukać na tę noc jakiegoś przytułku i ubrać się nieco lepiej, zanim stanę przed moim wujem i mu się przedstawię. Ale gdzie znaleźć ten przytułek?
Nie miałem odwagi udać się do Etaples albo de Boulogne. Nazwisko Laval stało jeszcze na czele listy proskrypcyjnej; wszak ojciec mój był najzagorzalszym kierownikiem małej ale wpływowej garstki ludzi, którzy pozostali bezwarunkowo wierni sprawie dawnego rządu. Pomimo odmiennego stanowiska, musiałem podziwiać tę ofiarność i wytrwałość tych odważnych ludzi, którzy poświęcili wszystko swoim zasadom. Mamy wszyscy na świecie pewien pociąg do męczeństwa; im większych ofiar jakaś sprawa wymaga, tem bardziej nam się wydaje ponętną. Często przychodziło mi na myśl, że Burboni nie mieliby tak wielu i tak szlachetnych stronników, gdyby obrona sprawy królewskiej nie była połączona z tak ciężkiemi ofiarami. Być może, że szlachta francuska