Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do kroćset piorunów, jesteś pan przynajmniej szczery.
— Nie, mógłbym iść z tobą, najjaśniejszy panie.
— Dlaczego?
— Ponieważ nie żyłbym już wtedy
Napoleon zaśmiał się głośno.
— l powiadają niektórzy, że Berthier nie ma dowcipu. Sądzę jednak, że mogę na pana liczyć z pewnością, panie marszałku, albowiem lubię cię i popieram ze względów czysto osobistych; dla innego władcy jednak nie miałbyś wielkiego znaczenia. O panu, panie Talleyrand, nie mógłbym tego samego powiedzieć. Panby tak samo prędko przeszedł odemnie do innego władcy, jak poprzednio przeszedłeś od innego do mnie. Pan jesteś genjuszem pod tym względem i umiesz wybornie dostosowywać się do wszystkich rządów i do wszystkich systemów;
Cesarz lubiał bardzo także małe sceny, dygnitarze jego jednak, państwowi i dworscy, czuli się, przy tem nieswojsko; byli zakłopotani i niespokojni, albowiem nikt nie mógł wiedzieć, czy w następnej chwili nie będzie przedmiotem złośliwych uwag ze strony cesarza i czy nie będzie musiał odpowiadać na jakieś podchwytliwe pytanie, nie mając nawet czasu dobrze się zastanowić nad swojemi słowami. Tym razem jednak ciekawość, co Talleyrand odpowie, była silniejsza od wszystkich innych uczuć. Albowiem w słowach Napoleona mieciła się prawda i sławnemu dyplomacie nie było łatwo uwolnić się od tego zarzutu.
Talleyrand stał jednak spokojnie, z głową nieco naprzód pochyloną i opierał się na swej lasce hebanowej. Na twarzy jego widniał uśmiech wesoły, jak gdyby mu właśnie cesarz powiedział najprzyjemniejszy komplement. Ten rys charakteru przebiegłego dyplomaty