Strona:PL Doyle - W sieci spisku.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o twarzy szerokiej i dobrodusznej, przerywając rozmowę, którą wiódł półgłosem z marszałkiem Berthier.
— Ach, tego mi pan nigdy nie daruje. Gdy jestem chory, mówię zwykle memu doktorowi, że wolę umrzeć z choroby, aniżeli z jego lekarstw. Z tego powodu ma do mnie urazę. Zresztą to wina moich zajęć, jeżeli jem szybko. Nie dają mi nigdy czasu do tego. A prawda, przypominam sobie... Constant! Czy już jest pora obiadowa?
— Już od czterech godzin minęła, najjaśniejszy panie.
— Przynieś mi natychmiast jedzenie.
— Zaraz, najjaśniejszy panie. Ale pan Isabey czeka na dworze ze swojemi lalkami.
— A, dobrze, musimy je obejrzeć. Niech wejdzie.
Do pokoju wszedł mężczyzna, po którym można było poznać, że przybył właśnie z podróży. Pod pacha niósł duży kosz pleciony.
— Dwa dni już minęły, odkąd posłałem kurjera po pana, panie Isabey — rzekł cesarz.
— Przybył dopiero wczoraj wieczór do Paryża, najjaśniejszy panie, a ja natychmiast wybrałem się w drogę.
— Czy przywiózł pan z sobą modele?
— Tak jest, najjaśniejszy panie.
— Rozłóg je pan tu, na tym stole.
Gdy ów człowiek otworzył koszyk, ujrzałem w nim mnóstwo lalek, wysokich na jedną stopę. Prawie wszystkie były wspaniale ubrane w jedwabie i aksamity, w gronostaje i koronki. Isabey poustawiał te marionetki, jedną po drugiej, przed cesarzem na stole; były to przeważnie modele mundurów najwyższych dygnitarzy państwa. Napoleon przypatrywał się z uwagą