Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wsuwał do boczne] kieszonki marynarki czarną flaszeczkę z czerwoną nalepką. Ale osoby, które go znały lepiej, twierdziły, że stary wojak miał młode serce i młody umysł, tak że jeżeli pragnie zachować i koloryt młodzieńczy, to niema w tem, w gruncie rzeczy, nic a nic złego.
Cicho i przytulnie było na pokładzie, ciszę mącił jedynie miły szmer wody, z jakim roztrącała się o boki statku. Niebo na zachodzie zalane było czerwienią zorzy, której odblaski purpurowemi plamami kładły się na spokojnym i głębokim nurcie. W świetle zmierzchu smukłe czaple stały nieruchomo na piasku nadbrzeżnym, a wyżej palmy daktylowe przesuwały się jak majestatyczna procesja. l znowu wykwitły srebrne gwiazdy, te same ciche, niewruszone światełka, ku którym wznosiły się tylekroć razy ich oczy w długie noce pustynnej męczarni.
„Gdzie panie mają zamiar stanąć w Kairze?“ — przerwała wreszcie milczenie pani Belmont.
„Przypuszczam, że u Shephearda“.
„A pan Stephens?“
„O, rozumie się, że u Stephearda“.
„My zajedziemy do Continentalu. Mam nadzieję, że się nie stracimy z oczu“.