Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzie mogą osiwieć w jedną noc, — ale na miłość boską.....
„Właśnie też“ — zaciął się, czerwieniąc pułkownik. — „Pozwólcie zwrócić sobie uwagę, Archer, że gdybyście coś znaleźli do zjedzenia i do wypicia dla naszych pań, byłoby daleko lepiej, niż rozstrząsać sprawę mojego wyglądu“.
„Słusznie mówicie“ — odparł kapitan — „Wasz towarzysz, ksiądz, wie, że tu jesteście i zaraz coś wam przyniesie. Licha strawa, proszę pań, ale lepszej nie posiadamy. Jesteście stary żołnierz, Cochrane. Wejdźcie no na tę skałę, a zobaczycie ciekawy widok. Ale czas na mnie, bo zaraz znowu otwieramy ogień. Czy mogę czemś państwu służyć przed odejściem?“
„Nie macie przypadkiem czegoś w rodzaju cygara?“ — przychwycił w tej chwili pułkownik.
Archer wyciągnął z kieszeni grubą cygarnicę i wręczył ją koledze, poczem pognał za swymi ludźmi, a pułkownik, wsparty o skałę, począł z lubością zaciągać się wonnym dymem. Jego rozklekotane nerwy wyczuły w tej chwili całą wartość narkotyku, słodkiego krzepiciela, który przywraca opadające siły i koi znękaną głowę. Śledził okiem błękitne kręgi,