Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Palce jego bezustannie szarpały nerwowo i skubały ubranie.
„Na co mu ta wiadomość?“ — zdziwił się pułkownik.
„Nie wiem“.
„Ależ to całkiem jasne“ — odparł francuz. — „Chce wiedzieć, kogo najlepiej zatrzymać dla okupu“.
„Musimy się spólnie nad tem zastanowić“ — zauważył pułkownik. — „Pan, panie Stephens, musi to rozstrzygnąć, bo nie ulega wątpliwości, że pan jest najzamożniejszy“.
„Nie wiem, czy tak jest“ — odparł adwokat, — ale w żadnym razie nie zgodzę się na jakiekolwiek przywileje“.
Emir odezwał się znowu swoim chrypliwym, przykrym głosem.
„Powiada“ — tłomaczył Manzor — „że wielbłądy pociągowe są zmordowane i że tylko jeden został do użytku. Niech panowie sami między sobą rozsądzą, komu on ma się dostać. Jeżeli jeden jest bogatszy od pozostałych, to powinien mieć pierwszeństwo“.
Powiedz mu, że wszyscy jesteśmy jednakowo majętni“.
„W takim razie powiada, żeby odrazu postanowili, który pojedzie na tym wielbłądzie“.
„A ci inni“?