Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wych, aż wreszcie sam i umysł jego stał się równie dokładny i pełen formalistyki jak prawa, które wykładał. Natura delikatna, uczuciowa była blizka spaczenia — zjawisko częste u ludzi, którzy prowadzą interesa w wielkich miastach. Praca stała się dla niego zakorzenionym nawykiem, a że był kawalerem, nie miał nic w życiu, coby go od niej odwodziło, to też dusza jego stopniowo odgrodziła się od świata, jak ciało średniowiecznego mnicha. Aż przyszła owa uprzejma choroba. Natura wyrzuciła Jamesa Stephensa z nory i wysłała go w szeroki świat, daleko od ryczącego Manchesteru i półek pełnych powag, oprawnych w skóry cielęce. Narazie czuł się bardzo nieszczęśliwy, wszystko wydawało mu się przyziemne w zestawieniu z jego własnym, nędznym kieratem. Ale powoli oczy jego otwierały się i zaczynał przeglądać stopniowo, że to właśnie jego praca była przyziemna w porównaniu z tym cudownym, wielokształtnym, niepojętym światem, którego on tak zupełnie nie znał. Niejasno zdawał sobie sprawę, że przerwa w karjerze może być dla niego ważniejsza, niż sama karjera. W duszy jego obudził się cały szereg nowych zainteresowań, i oto ten prawnik, człowiek już w sile wieku, przeżywał gasnącą jasność zmarnowanej śród książek