Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

młodości. Miał już zbyt wyrobiony charakter, aby z jego zachowania dała się usunąć pewna suchość i systematyczność, a ze sposobu mówienia pedandyczna dokładność, ale czytał, myślał i obserwował, zasmarowując swego Baedeckera podkreśleniami i uwagami, tak jak swego czasu „Komentarze Prideaux“. Od Kairu odbywał drogę razem ze znanem nam towarzystwem i zbliżył się bardzo z panną Adams i jej siostrzenicą. Młoda amerykanka, przez swoje wygadanie, swoją śmiałość i wieczną pogodę, bawiła go i zajmowała, a ona nawzajem czuła jakąś mieszaninę szacunku i spółczucia dla jego wiedzy i dla jego braków. Zaprzyjaźnili się ze sobą i ludzie uśmiechali się, widząc pochylone nad tym samym przewodnikiem jego pochmurne czoło i jej słoneczną twarzyczkę.
Mały Korosko z sapaniem i hałasem płynął w górę rzeki, znacząc za sobą białą bruzdę na wodzie i czyniąc więcej huku i zamętu przez swoje pięć węzłów na godzinę, niż wielki okręt na Atlantyku w rekordowej jeździe. Na pokładzie pod gęstą zasłoną siedziało szczupłe grono podróżnych, a co parę godzin schodziło na brzeg, aby zwiedzić jedną więcej z niezliczonego szeregu świątyń. Zwaliska co prawda w miarę oddalania się, od Kairu stają się co-