Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdawało się nieprawdopodobne, a jednak było prawdą, bo kiedy przyjechali bliżej, zobaczyli trakt wyżłobiony przez długie jazdy, a tak całkowicie zasypany kośćmi, że wyglądał jak nieprzerwana biała wstęga. Czaszki zwierzęce były wszędzie rozsiane, a żebra leżały tak blizko jedne drugich, że chwilami robiły wrażenie szkieletu potwornego węża. Nieskończony gościniec błyszczał w słońcu jakby wybrukowany kością słoniową. Od tysiącoleci był to główny trakt przez pustynię i przez cały ten czas suche, nieskazitelne powietrze konserwowało wszystkie stworzenia, które padły w szeregach niezliczonych karawan. Nie dziw więc, że prawie niepodobna było jechać tędy, nie depcząc po kościotrupach.
„To musi być droga, o której mówiłem“ — powiedział Stephens. — „Pamiętam, że zaznaczałem ją na mapie, którą przygotowałem dla pań. Baedecker pisze, że wyszła z użycia, odkąd, z zapanowaniem derwiszów, zamarł wszelki handel, ale swego czasu był to wielki trakt, którym sprowadzano skóry i gumę z Darfuru do Dolnego Egiptu“.
Widok nie zbudził zbytniego zainteresowania, — zanadto byli przejęci swoim własnym losem. Karawana skręciła na południe wzdłuż starego szlaku, a ta koścista Kalwarja wydała