Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pułkownik zmarszczył brwi i targnął wąsa.
„Co to takiego?“ — spytał nareszcie.
„Pan powinien mi ufać, bo mnie tak samo jak panu zależy na tem, żeby wrócić do Egiptu. Mam tam dom, żonę, dzieci, tu niewolę. Pan przecie nie ma powodu wątpić o tem.“
„No, co dalej?“
„Pan pamięta tego czarnego, który z panem rozmawiał? — tego, który służył pod Hicksem?“
„Tak, bo co?“
„Mówiłam z nim w nocy. Długośmy rozmawiali. Powiada, że nie bardzo może pana rozumieć, ani pan jego. Dlatego przyszedł do mnie.“
„Co takiego mówił?“
„Powiedział, że między arabami jest ośmiu żołnierzy egipskich, sześciu czarnych i dwóch fellahów. Mówił, że jeżeli pan im przyrzeknie grube wynagrodzenie, to oni państwu pomogą uciec.“
„Przyrzekam, rozumie się.“
„Żądali po sto funtów egipskich na każdego.“
„Dostaną.“