Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Powiedziałem, że się pana zapytam, ale, jestem pewny, iż pan się zgodzi.“
„Jak oni to planują?“
„Nie mogli nic obiecać, ale myślę, że najlepiej będzie, jeżeli będą się trzymali ze swemi wielbłądami blizko państwa tak, że gdyby coś się nadarzyło, będzie można odrazu skorzystać.“
„Dobrze. Możesz obiecać każdemu po dwieście funtów, jeżeli nam dopomogą. Czy nie myślisz, że możnaby przekupić kilku arabów?“
Manzor zaprzeczył ruchem głowy.
„Za ryzykowna próba. Przypuśćmy, że robimy to i nie udaje się, to jest nasz koniec. Idę powtórzyć im, co pan powiedział.“
Powlókł się do czarnego ex-artylerzysty, który czyścił wielbłąda, czekając na odpowiedź.
Emirowie zamierzali odjechać najdalej za pół godziny, ale wielbłądy pociągowe, na których jechali więźniowie, były tak pomęczone forsownym marszem, że okazało się wprost niepodobieństwem ruszyć się z miejsca. Leżały z szyjami wyciągniętemi na ziemi, co jest dowodem ostatecznego wyczerpania. Obaj dowódcy kiwali głowami na ich widok, a straszny starzec wpatrzył się w więźniów swoją dra-