Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tny człowiek może dać na jego dworze, to jest mieć minę głupca — zakończył pan de Colincourt z goryczą.
— Lecz przecie, ma ludzi niepospolitych dokoła siebie — zawołałem.
— Bezwątpienia, lecz utrzymują się tylko dlatego, że ukrywają swoje zdolności. Wiedz pan o tem i zapamiętaj; ministrowie cesarza są tylko jego kancelistami; generałowie tylko adjutantami; my wszyscy wreszcie jesteśmy tylko agentami jego władzy, lub co będzie lepiej, lustrami zdatnemi do odbijania różnych faz jego twarzy. W jednem ukazuje się pod postacią finansisty: to jest Lebrun; w drugiem pod postacią prefekta policji: to jest Fouché; w trzeciem dyplomatą: to jest Talleyrand. Postacie się różnią, lecz zawsze ta sama osoba. Ja, de Colincourt, książę de Vicence i wielki koniuszy, nie mogę przyjąć ani odprawić stajennego bez pozwolenia cesarza... Ach! bo on sobie kpi z nas!.. No, de Méneval, przyznaj, że on kpi z nas! Wreszcie, wyższość jego udowadnia się jasno w sposobie, jakim nas skrępował, przytłumił... Nie pozwala w swojem otoczeniu na żadne związki przyjaźni, a pomiędzy swymi marszałkami utrzymuje taką niezgodę, że nie znajdziesz dwóch, którzyby zgodzili się podać sobie ręce. Davoust niecierpi Bernadotte’a, Lannes brzydzi się Bessieres’em, a Ney wstręt czuje do Masseny. Cud jeszcze, że nie pojedynkują się dziesięć razy na dzień... W dodatku... w dodatku... jak on zna nasze słabe strony!.. Rozrzutność Savary’ego, próżność Cambaceres’a, prostactwo Duroca, głupotę Berthier’a, zarozumiałość Murata są narzędziami, któremi posługuje się dla zbudowania swojej przerażającej władzy... Ja, nie odkryłem jeszcze mojej słabej strony; lecz oddawna już zbadał i używa jej podług tego jak mu potrzeba.
— Cóż to za praca! — zawołałem — trzymać w rękach i kierować takim olbrzymim zbiorem ludzi!..
— Tak, jaka praca i jaka energja! — potwierdził Méneval. — Ośmnaście godzin pracy na dobę! Prezyduje ciału