Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strzały i niezadługo wrzawa w oddali... Zatrzymaliśmy się... Wszystko ucichło...
— Zobaczyli Toussac’a prawdopodobnie — rzekł stary. — Boję się, że go nie złapią... To mądry ptak. Ale, ale, co ty o nim myślisz? Wiesz, że daleko musiałbyś szukać równego mu zucha!...
— Dalekobym przede wszystkiem poszedł, żeby go ominąć! — zawołałem — chyba, że byłbym w stanie obronić się od niego.
Mój towarzysz przyświadczył mi ze śmiechem.
— Jednak — mówił — to człowiek wielkiej uczciwości, a to bardzo rzadka cnota w naszych czasach. Przystał do rewolucji z zapałem natury prostej i prawej, ujęty świetnemi obietnicami pisarzy i mówców, entuzjastycznemi proklamacjami deputowanych Tuiers’a. Przekonany był, że po zamieszkach i egzekucjach potrzebnych, Francja będzie środowiskiem pokoju, szczęścia, braterstwa. Dużo ludzi miało te piękne złudzenia. Niestety! gilotyna ścięła ich jak gdyby kłosy dojrzałe. Lecz, kiedy zamiast pokoju — znalazł wojnę, zamiast szczęścia — nędzę zabijającą, Toussac oszalał, rzec można. Dziś, to jest bydlę, dzikie zwierzę; wreszcie sam go widziałeś. Jedną ma tylko myśl przewodnią; ścigać, tępić tych, którzy zniweczyli jego ideał polityczny. Tej zemście poświęcił swoją siłę olbrzymią. Niczego się nie obawia. Wytrwały jest, nieubłagany, okrutny. Zabije mnie z pewnością za to, że go podszedłem tej nocy.
Ostatnia uwaga zrobiona była z zupełną krwią zimną.
Zrozumiałem tedy, że to nie przechwałka, iż potrzebował więcej odwagi, będąc szpiegiem niż pułkownik Lassalle, aby być dzielnym rębaczem.
Umilkł; po chwili zaczął, jakby mówił do siebie:
— Tak, źle zrobiłem, powinienem był strzelić, podczas kiedy z psem się szamotał... Lecz gdybym go tylko ranił, byłby