Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to przedstawił... Mnie, który mam ciągle stosunki z ludźmi, starającymi się ukryć swoje myśli, przyznam, że podoba się twoja szczerość.
— Panie — odparłam — nie potrzebuję wiedzieć, dlaczego tak postąpiłeś; ocaliłeś mi życie, dziękuję ci za to.
Przymus, z jakim mówiłem, dał mu poznać, ile mnie kosztuje wyrażenie wdzięczności,
— Nie, nie dziękuj — rzekł. — Gdyby twoja śmierć potrzebna była do spełnienia moich zamiarów, byłbym cię napewno zostawił w rękach Toussac’a... Jesteś o tem przekonany, prawda? Zatem nie jesteś obowiązany do żadnej wdzięczności.
I dodał z goryczą:
— Podałbym ci rękę, ale zrobiłbyś może jak ten trzpiot Lassalle, obróciłbyś się plecami. Tak, pięknie jest bić się za cesarza; lecz co to znaczy w porównaniu z nieustającą walką ku jego obronie, jaką ja prowadzę przeciwko fanatykom, których doktryny i ciągłe zamachy wyjmują z pod prawa? Śmierć?... Ależ ja co chwila jestem na nią narażony, ciągle wisi nad moją głową!... A jednak — powiadają — nie zasługuję na miano uczciwego człowieka... Dlaczego?... Tak, dlaczego? — powtórzył. Sądzę, że więcej okazałem odwagi przy jednem widzeniu się z Toussac’em, niż Lassalle przy wszystkich swoich szarżach kawalerji... Co do usług, pewny jestem, że żaden marszałek Francji nie oddał tak ważnych, jak moje. Zapewne pan jesteś innego zdania, panie... panie...
— De Laval.
— Tak, de Laval... Dziwa rzecz nie pamiętam nigdy pańskiego nazwiska. Mówiłem tedy, że pewno podzielasz zdanie pułkownika de Lassalla.
— Moje zdanie mało znaczy — rzekłem. — Raz jeszcze powtarzam, ocaliłeś mi pan życie, dziękuję panu.
Chciał odpowiedzieć, lecz w tej chwili rozległy się dwa