Strona:PL Doyle - Spiskowcy.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A jednak co?
— A jednak co?..
— Cesarzowa jest tu!.. Idsie za mną!




XIV.
Józefina.

Talleyrand i Berthier, zmieszani nieoczekiwaną wiadomością, patrzyli na siebie z osłupieniem.
Niepokój rozlany na twarzy ministra dał mi poznać, że niezupełnie był nieczuły. Lecz dobry obserwator byłby odkrył więcej ironji, niż pomieszania w mrugających powiekach, w skrzywieniu wązkich bladych warg.
Berthier przeciwnie, u niego znać było zmartwienie, pochodzące z prawdziwego przywiązania, prawie boleść psa wiernego, który czuje, że pan jego w niebezpieczeństwie.
Pobiegł do drzwi, jak gdyby chciał zagrodzić przejście cesarzowej.
Constant zaś rzucił się do portjery oddzielającej pokój sypialny Napoleona, od jego gabinetu i wyciągniętemi rękami przyciskał ją szczelnie do ściany.
Naraz puścił firankę i zbliżył się do pana de Talleyrand.
— Co robić, panie ministrze? — bełkotał głosem bezdźwięcznym.
Biedny Constant, zawsze taki spokojny, na swojem miejscu, wydawał się jak kompletny warjat.
— Zapóźno, nie można przeszkodzić wejść cesarzowej...
Rzeczywiście w tej samej chwili mameluk Rustan otworzył drzwi i dwie damy weszły do pokoju.
Pierwsza wysoka i smukła; twarz miała ujmującą i uśmiechniętą, postawę majestatyczną, ułożenie uprzejme.
Ubrana była w płaszcz czarny aksamitny z białemi koronkami i czarny kapelusz przybrany piórami.
Towarzyszka jej była mniejszego wzrostu i pospolitszego