Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bliższy był czterdziestki, czy też sześćdziesiątki. Twarz miał wychudłą, rysy ostre; pożółkła skóra, niby pergamin, przylegała do wystających kości; srebrne pasma przewijały się w gęstej, ciemnej czuprynie i rozczochranej brodzie; oczy, głęboko zapadłe, gorzały nienaturalnym blaskiem; dłoń, zaciśnięta dokoła strzelby, mogła uchodzić za dłoń szkieletu. Opierał się o broń, nie mogąc widocznie się utrzymać, jakkolwiek wysoki wzrost i barczysta postać wykazywały męską siłę. Lecz twarz zapadnięta, ubranie zbyt szerokie, wiszące na wychudzonej postaci, wykazywały nazbyt jasno przyczynę tego nędznego wyglądu. Człowiek ów umierał — umierał z głodu i pragnienia.
Z trudnością zeszedł do wąwozu, z większym mozołem wdrapał się na wzgórze, w nadziei, daremnej niestety, że tam znajdzie jaki ślad wody. Ale teraz rozciągała się tylko przed jego wzrokiem wielka równina soli, a w dali grzbiety groźnego łańcucha gór — nigdzie znaku rośliny, ani drzewa, które wskazywałoby istnienie źródła lub jakiej kałuży. Znikąd w tej bezbrzeżnej pustyni nie zabłysło mu światełko nadziei. Daremnie wodził błędnem okiem dokoła, zwracał je na północ, to na wschód, to na zachód. Zrozumiał, że nadszedł koniec, że tu był kres jego wędrówek i że skona tu, na tej nagiej skale.
— Bo i dlaczego nie? wszystko jedno, czy tu teraz, czy za lat dwadzieścia w wygodnem łóżku — szepnął, siadając pod osłoną olbrzymiego głazu.
Zanim usiadł, rzucił na ziemię swoją broń niepotrzebną, złożył duży tłomok, związany szarym szalem. Dźwigał go na prawem ramieniu, a był widocznie za ciężki na jego siły, gdyż opuścił go zbyt gwałtownie na ziemią. W tejże chwili odezwał się z wnętrza szarego tłomoka żałosny okrzyk i wysunęła się drobna, wylękła twarzyczka dziecięca, w której jaśniały wielkie piwne oczęta — a potem maleńkie pulchne zaciśnięte piąstki.