Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nił się aż po same korzenie swoich konopiastych włosów, a w okrągłych, wyłupiastych oczach pierwszego zabłysła ciekawość i niechęć. Zanim wszakże którykolwiek z nich zdążył sformułować jakieś zdanie, odezwało się nieśmiałe pukanie do drzwi, i przedstawiciel bandy urwisów, Wiggins, ukazał się we własnej, zarówno zawsze brudnej i wstrętnej osobie.
— Proszę łaski pana — oznajmił — dorożka stoi na dole.
— Dobrze się sprawiłeś, chłopcze — rzekł Holmes obojętnie. — Dlaczego nie wprowadzacie tego systemu do Scotland-Yard? — ciągnął dalej, wyjmując z szuflady kajdanki stalowe. — Spojrzyjcie, jaka doskonała sprężyna. W oka mgnieniu człowiek jest spętany.
— Stary system jest też dobry — zauważył Lestrade; — bylebyśmy tylko mogli znaleźć człowieka, któremu moglibyśmy je nałożyć.
— Prawda, prawda — odparł Holmes z uśmiechem. — Dorożkarz mógłby mi zamknąć i znieść kuferek, Wiggins, zawołaj go na górę.
Zdumiony byłem, słysząc, że towarzysz mój mówi o wyjeździe, nie uprzedziwszy o tem ani jednem słowem. W kącie pokoju stał ręczny kuferek, Holmes wydobył go i zaczął zapinać sprzączki. Był zupełnie zatopiony w tem zajęciu, gdy dorożkarz wszedł do pokoju.
— Pomóżcie-no mi zapiąć ten rzemień, dorożkarzu — odezwał się Holmes, nie odwracając głowy.
Woźnica zbliżył się, spoglądając nieufnie dodokoła i położył ręce na kuferku, by dopomódz Holmesowi. W tejże samej chwili rozległ się suchy trzask, metaliczny dźwięk i Sherlock Holmes zerwał się na równe nogi.
— Panowie — zawołał z błyszczącym wzrokiem — pozwólcie, niechaj wam przedstawię p. Jeffer-