Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się, iż zapomniał o naszej obecności; szeptał do siebie półgłosem, to znów jęknął, zagwizdał, wydawał okrzyki zachęty i nadziei. Przypominał mi rasowego, dobrze wytresowanego psa gończego, pędzącego tam i z powrotem śród zarośli, który zdradza od czasu do czasu niecierpliwość krótkiem szczeknięciem, dopóki nie wpadnie na trop utracony.
Badanie to trwało mniej więcej dwadzieścia minut; Holmes raz mierzył z najściślejsza dokładnością odległość miedzy dwoma śladami, zupełnie dla mnie niewidzialnemi, to znów przykładał centymetr do ściany, w sposób również dla mnie niezrozumiały. W pewnym punkcie pokoju zebrał bardzo starannie trochę kurzu z posadzki i schował go do koperty. W końcu przyjrzał się przez lupę wyrazowi napisanemu na ścianie, oglądając każdą literę z osobna z największą bacznością, poczem włożył centymetr i lupę do kieszeni, a na jego twarzy odmalowało się zadowolenie.
— Mówią, że człowiek talentu jest niezmordowany w ponoszeniu trudów — zauważył z uśmiechem. — Jest to określenie zupełnie niesłuszne, lecz można je zastosować do pracy agenta śledczego!
Gregson i Lestrade przyglądali się manipulacyom kolegi-amatora z wielką ciekawością, połączoną z odcieniem pogardy. Nie dostrzegali widocznie tego, co ja teraz widziałem jasno, że najdrobniejsze czyny Sherlock’a Holmes’a miały cel praktyczny i najzupełniej określony.
— I cóż pan teraz o tem myśli? — spytali obaj jednocześnie.
— Pozbawiłbym was zasługi wyjaśnienia tego zagadkowego wypadku, gdybym rościł pretensye do pomagania wam — odparł mój towarzysz. — Radzicie sobie tak świetnie, że byłaby szkoda, gdyby wam się tu ktokolwiek wtrącał. — W tonie Holmesa dźwięczało nieopisane szyderstwo. — Jeśli jednakże zechcecie zawiadamiać mnie o przebiegu śledztwa, rad bę-