Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie uważam, żeby mieli jaki udział w schwytaniu Hope’a — odparłem.
— Na tym świecie nietyle znaczy to, co człowiek zrobi istotnie — odpowiedział mój towarzysz z goryczą — lecz to, co zdoła wmówić w innych, że zrobił. Mniejsza o to, — ciągnął dalej tonem weselszym po chwili. — Byłbym niepocieszony, gdyby mnie ta sprawa ominęła. Nie pamiętam równie zajmującej. Jakkolwiek taka prosta, niemniej zawierała kilka bardzo pouczających dla mnie faktów.
— Taka prosta! — zawołałem.
— Oczywiście, nie można doprawdy określić jej inaczej — rzekł Sherlock Holmes, uśmiechając się z mego zdumienia. — A dowodem jak dalece była prosta jest fakt, że bez żadnej pomocy, z wyjątkiem kilku bardzo zwykłych wniosków, zdołałem schwytać przestępcę w ciągu trzech dni.
— To prawda — odrzekłem.
— Wyjaśniłem już panu, że wszystko co przekracza granice wydarzeń zwykłych, jest raczej wskazówką, niż przeszkodą. W sprawie tego rodzaju główną rzeczą jest snucie wniosków wstecz. Jest to bardzo proste i bardzo użyteczne, ale ludzie mało się tem posługują. W życiu powszedniem, istotnie, użyteczniejszem jest wysnuwanie wniosków na przyszłość i dlatego ludzie zaniedbują tamten system. Na pięćdziesięciu ludzi działających, na zasadzie syntezy, jeden zaledwie działanie swoje opiera na analizie.
— Wyznaję — rzekłem — że nie bardzo pana rozumiem.
— Domyślałem się tego. Sprobuję tedy wytłómaczyć się jaśniej. Większość ludzi, gdy im pan poda szereg następujących po sobie faktów, opowie panu zawsze, co z nich wyniknie. Połączą bowiem w myśli fakty owe i z nich wywnioskują, co stać się może. Mało bardzo wszakże jest osób, które,