w dzienniku d-ra Watsona, któremu już tyle zawdzięczamy.
Majora.
Rozpaczliwy opór naszego jeńca nie był bynajmniej objawem wrogiego usposobienia dla nas, gdyż skoro został nareszcie obezwładniony, uśmiechnął się najuprzejmiej w świecie i wyraził nadzieję, że w walce, jaką z nim stoczyliśmy, nie zrobił żadnemu z nas krzywdy.
— Domyślam się, że pan zamierza zawieźć mnie do biura policyjnego — zwrócił się do Sherlocka Holmesa. — Dorożka moja stoi przed bramą. Jeśli pan rozwiąże mi trochę nogi, zejdę sam; bo nieść mnie będzie trudno, nie jestem już taki lekki, jak za młodych lat.
Gregson i Lestrade zamienili spojrzenia, jakgdyby chcąc zaznaczyć zdumienie swoje nad taką zuchwałą propozycyą. Holmes wszelako, biorąc jeńca naszego za słowo, rozwiązał ręcznik, którym związaliśmy mu stopy. Jefferson Hope wstał i wyciągnął nogi, jakgdyby chciał się upewnić, że nie są już spętane. Pamiętam, iż przyglądając mu się, pomyślałem sobie, że mało widziałem ludzi równie silnie, jak on, zbudowanych; a na jego ciemnej, ogorzałej twarzy malował się wyraz stanowczości i energii, która potęgą swoją imponowała niemniej od jego siły osobistej.
— Jeśli miejsce naczelnika policyi jest wolne — rzekł, patrząc na Holmesa z nieukrywanym podziwem — pan powinien je otrzymać bezwarunkowo. —