Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mógł towarzyszom do przejścia przez otwór i wyprowadził ich w pole, nagląc do pośpiechu, podtrzymując nawpół omdlałą dziewczynę, gdyż upadała na siłach.
— Prędzej! prędzej! — szeptał od czasu do czasu. — Jesteśmy na linii warty. Wszystko zależy od pośpiechu. Prędzej!
Skoro wydostali się na gościniec, droga była łatwiejsza, więc szli szybciej. Raz jeden tylko spotkali jakiegoś człowieka, lecz zdążyli zejść w bok i ukryć się w polu zanim zostali poznani. Pod miastem, Jefferson skręcił i wszedł na wąską, urwistą ścieżkę, wiodącą w góry. Dwa czarne zębate szczyty zarysowały się śród ciemności, a między niemi ciągnął się ów Orli Wąwóz w którym czekały konie. Wiedziony nieomylnym instynktem, Jefferson Hope odnajdywał ścieżkę śród głazów i wzdłuż wyschniętego koryta potoku, aż wreszcie dotarł do ukrytego zakątka, gdzie, pod osłoną wielkiej skały, stały, przywiązane, wierne zwierzęta. Lucy dosiadła muła, stary Ferrier z workiem pieniędzy wsiadł na jednego konia, Jefferson Hope zaś prowadził drugiego niebezpieczną ścieżką nad brzegiem przepaści.
Dokoła roztaczał się krajobraz przerażający dla każdego, kto nie był przyzwyczajany widywać przyrody w tej dzikiej, pełnej grozy szacie, w jaką przyobleka się niekiedy. Z jednej strony olbrzymia skała, czarna, ponura, groźna, wznosząca się na przeszło tysiąc stóp wysokości, o powierzchni, poprzecinanej długiemi słupami bazaltowemi, które nadawały jej pozór jakiegoś skamieniałego potwora, z wystającemi żebrami. Z drugiej strony stosy odłamków skał i głazów, zaściełały wąwóz, a w pośrodku wiła się ścieżka miejscami taka wąska, że jechać nią mogła zaledwie jedna osoba, a taka urwista, że tylko doświadczony jeździec mógł się na przebycie jej odważyć.