Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lonej zwłoki. A co stanie się potem? Najrozmaitsze straszne przypuszczenia powstały w jego głowie. Jaki los spotka Lucy, gdy jego już nie stanie. Nie było sposobu ucieczki z niewidzialnej sieci, jaka ich osnuła. Uprzytomniwszy sobie tę niemoc swoją, Ferrier opuścił głowę na piersi i załkał rozpaczliwie.
Nagle rozległ się szmer jakiś — ciche, lecz wyraźne drapanie zakłócało spokój nocy. Dochodziło odedrzwi. Ferrier wysunął się do przedpokoju i nasłuchiwał. Odgłos ucichł na chwile, poczem odezwał się ponownie. Ktoś widocznie stukał bardzo lekko w jedną z desek drzwi. Byłże to morderca, przybyły o północy, by wykonać krwawy rozkaz tajnego sadu? Lub też wysłaniec, znaczący cyfrą, że nadszedł ostatni dzień łaski? Jan Ferrier czuł, że śmierć natychmiastowa znośniejsza będzie od niepewności, jaka szarpała jego nerwy i lodem ścinała krew w żyłach. Poskoczył naprzód, odsunął rygiel i otworzył drzwi.
Na dworze panowała cisza i spokój. Noc była pogodna, niebo iskrzyło się gwiazdami. Przed wzrokiem farmera ciągnął się ogródek, okolony płotem i kratą, ale ani wewnątrz tego ogródka, ani też na drodze nie było widać żywej duszy. Odetchnąwszy swobodniej, Ferrier rozglądał się prawo i lewo, aż wreszcie, spojrzawszy na dół przed siebie, osłupiał: u stóp jego leżał wyciągnięty mężczyzna, twarzą ku ziemi.
Widok ten tak przeraził Ferriera, że stary farmer oparł się o ścianę i chwycił za gardło, by stłumić krzyk, który się z niego wydobywał. Na razie myślał, że to jakiś człowiek zraniony lub konający, lecz wnet ujrzał, że postać leżąca zaczęła pełzać po ziemi i z cicha, ze zwinnością węża, wsunęła się do przedpokoju. Tu mężczyzna skoczył na równe nogi, zamknął drzwi, a zdumiony farmer uj-