Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go prowadzili ścisły rachunek i zaznaczali w jakiemkolwiek miejscu ile dni jeszcze pozostaje mu z owego miesiąca łaski. Niekiedy fatalne cyfry ukazywały się na ścianach, innym razem na podłodze to znów na małych plakatach, przytwierdzonych do kraty ogrodowej.
Pomimo całej czujności, Jan Ferrier nie mógł wykryć zkąd pochodziły te codzienne ostrzeżenia Zabobonna niemal trwoga ogarniała go na widok cyfr. Schudł, wynędzniał, był nieustannie rozdrażniony, a oczy jego przybrały wyraz bolesny ślepiów ściganej zwierzyny. Jedna tylko pozostała mu nadzieja — przyjazd młodego myśliwego z Nevady.
Dwadzieścia dni zamieniło się na piętnaście, piętnaście na dziesięć, a wiadomości od nieobecnego nie było. Cyfra zmniejszała się stopniowo, a Jefferson wciąż nie dawał znaku życia. Skoro tylko odezwał się tentent kopyt końskich na drodze lub woźnica popędzał, nawołując konie swoje, stary farmer biegł do kraty, łudząc się, że nadeszła nareszcie upragniona pomoc. W końcu, gdy ujrzał, że piątka ustąpiła miejsca czwórce, a ta znów trójce, opuściła go odwaga, stracił wszelką nadzieję ratunku. Sam, nieznający okolicy górzystej dokoła kolonii, był zupełnie bezsilny i zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Drogi najbardziej uczęszczane, były pilnie strzeżone, nikt nie mógł ich przebyć bez pozwolenia Rady Czterech. Gdziekolwiek się zwrócił myślą, Ferrier nie widział sposobu uniknięcia katastrofy, która mu groziła. Niemniej ani chwilę jedną nie zachwiał się w powziętem postanowieniu, — raczej śmierć, niż zezwolić na to, co uważał za hańbę córki.
Pewnego wieczoru siedział pogrążony w myślach, szukając napróżno sposobu wydostania się ze strasznego położenia, w jakiem się znajdował. Zrana cyfra 2 ukazała się na ścianie jego domu, następny dzień zatem będzie ostatnim z udzie-