Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapłacisz ty nam za to! — wrzasnął Stangerson, blady z wściekłości. — Wyzwałeś Proroka i Radę Czterech. Będziesz żałował tego do końca życia.
— Ręka pana dotknie cię ciężko! — zawołał Drebber. — Pan powstanie i spuści na ciebie sroga karę!
— A więc to ja zacznę karanie! — zawołał Ferrier, nie posiadając się z gniewu i zawrócił po strzelbę, ale w tej chwili Lucy schwytała go za ramię i powstrzymała.
Zanim się wyrwał z jej rąk, odgłos kopyt końskich dowiódł mu, że obaj Mormoni umknęli.
— A to nikczemne łotry! — zawołał, ocierając pot z czoła; — wolałbym cię raczej widzieć na marach, dziecko drogie, niż żoną jednego z nich.
— I ja również, mój ojcze — odparła; — ale Jefferson przybędzie niezadługo.
— Tak. Wkrótce go zobaczymy. Im wcześniej tem lepiej, bo nie wiemy, co nas może teraz z ich strony spotkać.
W istocie czas był wielki, aby człowiek rozważny przyszedł z pomocą staremu farmerowi i jego przybranej córce. W dziejach osady nie było bowiem jeszcze wypadku takiego jawnego nieposłuszeństwa i lekceważenia powagi starszyzny. Jeśli drobne przewinienia były surowo karane, jakaż kara mogła czekać za taki śmiały bunt?
Ferrier wiedział, że ani jego majątek, ani stanowisko na nic mu się w tym wypadku nie przydadzą. Niejeden już, równie jak on, bogaty i znany, znikł bez śladu, a mienie jego przeszło na własność kościoła. Pomimo całej swej odwagi, Ferrier drżał z trwogi, na myśl o nieznanych, tajemniczych niebezpieczeństwach, jakie nad nim zawisły. Każdemu niebezpieczeństwu wiadomemu umiał stawić czoło mężnie, ale niepewność przyprowadzała go do rozpaczy. Przed córką ukrywał dręczące go oba-