Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

młodzieńca i o bliskiej utracie przybranej córki. Wszelako jej rozpromienione szczęściem oblicze, skuteczniej, niż wszelkie argumenty, sprawiało, iż godził się z danem przyrzeczeniem.
W głębi duszy poprzysiągł sobie, iż nic nie zdoła zniewolić go do wydania córki za Mormona. Związku takiego nie uważał wcale za małżeństwo, lecz za hańbę i nieszczęście. Jakiekolwiek były jego zapatrywania na zasady mormońskie, na tym jednym punkcie pozostał nieugięty. Wszelako nie mógł odezwać się z tem postanowieniem, gdyż w owych czasach wygłoszenie jakiejkolwiek myśli samodzielnej było rzeczą niebezpieczną w krainie świętych.
Tak, niebezpieczną i to tak dalece, że najpobożniejsi zaledwie odważyli się szeptem, z zapartym oddechem, wymieniać swoje pojęcia religijne, w obawie, by z ust ich nie wyszło coś, co zostałoby źle zrozumiane i ściągnęłoby na nich szybką karę. Ofiary prześladowania stały się teraz z kolei same prześladowcami okrutnymi, nieubłaganymi. Ani inkwizycja w Sewilli, ani osławione sądy tajemne, ani tajne stowarzyszenia włoskie, nie uruchomiły groźniejszych mahinacyi nad tę, która rzucała ponury cień na Stan Utachu.
Grozę tej organizacyi podwajał fakt, iż była niewidzialna i tajemnicza. Wydawała się wszechwiedzącą i wszechmogącą, a jednakże nikt nigdy nie widział żadnego jej znaku, nie słyszał, by objawiła się czemkolwiek. Człowiek, który usiłował walczyć przeciw Kościołowi, znikał i nikt nie wiedział dokąd się udał, ani co się z nim stało. Żona i dzieci czekały nań w domu, lecz ojciec już nie powracał opowiedzieć, co zaszło między nim a jego potajemnymi sędziami. Niebaczne słowo, czyn nierozważny wywoływał unicestwienie, a nikt nigdy nie zdołał przeniknąć tajemnicy tej strasznej potęgi, jaka zawisła nad głowami wszystkich. Nic dziw-