Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wzgórze porastają gęste lasy, których przebycie wymagałoby miesięcy. Gdybyż jeszcze gdzieś w centrum wznosiła się wyżyna... ale przecież o ile możemy dotychczas sądzić, poziom gruntu zniża się do środka; to też im dalej się posuwamy, tem mniej jest prawdopodobieństwa, abyśmy mogli natrafić na ogólny widok płaskowzgórza.
W tej to chwili nagły pomysł zrodził się w mojej głowie. Spojrzenie moje padło na olbrzymi pień drzewa gingko, którego gałęzie zwieszały się nad nami. Skoro było ono o tyle grubsze od innych drzew, to prawdopodobnie musiało być i o wiele wyższem, a jeżeli brzegi płaskowzgórza były zarazem najwynioślejszymi punktami, to czemuż drzewo to nie miałoby odegrać roli strażnicy, wznoszącej się nad całym krajem? Dzieckiem, w Irlandji, wspinałem się śmiało i zręcznie na najwyższe drzewa, towarzysze moi celowali we wdzieraniu się na skały, ale wiedziałem, że mi nie dorównają tam, gdzie chodziło o drzewo. Nie wątpiłem ani chwili że jeśli uda mi się zaczepić nogi o najniższe konary, potrafię się dostać aż na szczyt drzewa. Towarzysze moi zachwyceni byli tą myślą.
— Młody nasz przyjaciel — rzekł Challenger wydymając czerwone jak jabłka policzki — zdolny jest do takich akrobatycznych ćwiczeń, na jakie nie potrafiłby się zdobyć człowiek cięższej, choć bardziej imponującej budowy. Pochwalam jego propozycję.