Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ska. Noc była bezksiężycowa, ale gwiazdy rzucały blask na równinę. Nagle w ciemności, gdzieś w głębi nocy zaszumiało coś jakby propeller areoplanu. W jednej chwili zostaliśmy wszyscy przykryci sklepieniem błoniastych skrzydeł, na jedną chwilę ujrzałem nad sobą długą wężową szyję, żarłoczne czerwone oko, wielki roztwarty dziób, błyskający ku mojemu zdumieniu szeregiem drobnych zębów.
Po chwili wszystko znikło — wraz z naszym obiadem. Wielki czarny cień, zajmujący ze dwadzieścia stóp przestrzeni uniósł się w górę, zakrył potwornemi skrzydłami gwiazdy i zniknął wśród skał nad nami. Zdumieni i milczący patrzyliśmy na siebie jak bohaterowie Wirigiljusza, gdy ukazały im się Harpie. Summerlee przemówił pierwszy:
— Profesorze — zwrócił się do Challengera uroczystym a zarazem wzruszonymi głosem — chciałbym pana przeprosić. Myliłem się grubo, ale mam nadzieję, że mi pan zechce ten mój błąd wybaczyć.
Był to rzeczywiście ładny postępek z jego strony i oto obaj wrogowie poraz pierwszy podali sobie dłonie. Tyleśmy zyskali na wizycie pterodaktyla, ale pogodzenie naszych mędrców warte było obiadu.
Jeśli jednak przedhistoryczne życie istnieje na płaskowzgórzu, to nie może być zbyt bogatem, gdyż nie dało żadnego śladu w ciągu następnych trzech dni. Przez ten czas przebyliśmy nagą i od-