Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie się pastwą turystów i badaczy, ale który dla nas pozostanie zawsze naszym krajem, ziemią snów i marzeń, miejscem gdzieśmy wiele dokonali, nauczyli się i przecierpieli.
Na lewo widzieliśmy szereg jaskiń, połyskujących czerwonym blaskiem ognisk, śmiechy i śpiewy ich mieszkańców dobiegały naszych uszu. Zdala majaczyła ciemna linja lasu, a w dole kołysało się wielkie zwierciadło jeziora, tej ojczyzny najdziwaczniejszych potworów. I nagle ostry, przenikliwy krzyk jakiegoś zwierzęcia rozdarł ciszę i wionął ku nam, jak pożegnanie z Ziemi Maple White’a. Weszliśmy wgłąb jaskini prowadzącej w powrotną drogę.
W dwie godziny później byliśmy już na dole, zabrawszy wszystkie pakunki. Bagaż Challengera był właściwie jedyną trudnością przeprawy. Zostawiając wszystko u stóp skał, ruszyliśmy odrazu do obozowiska Zambo, dokąd przybyliśmy następnego dnia o świcie i ze zdumieniem zastaliśmy miast jednego ogniska — kilkanaście. Wyprawa ratunkowa przybyła; liczyła dwudziestu indjan zaopatrzonych w sznury, drągi i wszelkie przyrządy mogące posłużyć do przebycia przepaści. Przynajmniej, puszczając się jutro w powrotną drogę ku dorzeczom Amazonki, nie będziem mieli trudności z dźwiganiem bagaży.
Tak więc szczęśliwy i wzruszony kończę moje sprawozdania. Oczy nasze oglądały cuda, a dusze