Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

profesorów. Challenger powoli uniósł swoją wielką głowę.
— A ja poproszę pana, panie Waldron — rzekł — o niewygłaszanie twierdzeń, które nie są w ścisłej zgodzie z faktami naukowemi.
Te słowa rozpętały burzę. „Hańba“, „Hańba“, „Niech się wytłómaczy“, „Pozwolić mu mówić“, „Spędzić go z katedry“, — wrzeszczała publiczność ze śmiechem lub z oburzeniem. Przewodniczący zerwał się ze swego miejsca i wymachując rękoma wołał coś, z czego można było jedynie zrozumieć następujące słowa: „profesor Challenger — poglądy osobiste — później“. — Ten, który był powodem całego zajścia, ukłonił się, uśmiechnął i pogładziwszy brodę, zagłębił się znów w fotelu. Waldron, czerwony i zły, ciągnął dalej swój odczyt. Od czasu do czasu, wygłaszając jakieś zdanie, rzucał zjadliwie spojrzenie na swego przeciwnika, który zdawał się drzemać, z tym samym zadowolonym szerokim uśmiechem.
Nareszcie odczyt dobiegł do końca; sądząc z chaotycznej i pośpiesznej mowy prelegenta, koniec ten został mocno przyśpieszony. Słuchacze byli niespokojni i podnieceni. Waldron usiadł, a po krótkiej przerwie zarządzonej przez przewodniczącego, profesor Challenger podniósł się z fotelu i wyszedł na środek katedry. Jako dziennikarz, dbały o sprawy swego pisma, zanotowałem dosłownie jego mowę.