Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do naszej fortecy ich nie golono i oni tak obrośli, że kiedy ich przyprowadzono wprost do plac-majora, to ten wpadł we wściekły gniew z powodu takiego naruszenia subordynacyi, co zresztą, nie było ani trochę ich winą.
— Jakże oni wyglądają! — zaryczał — to brodiagi (włóczęgi), rozbójnicy!
Ż — ki, który jeszcze wtedy nie dobrze rozumiał rossyjską mowę i sądził, że ich pytają: kto oni są? włóczęgi czy rozbójnicy? odpowiedział:
— My nie brodiagi, ale polityczni przestępcy.
— Ja-a-ak. Zuchwalstwo? Zuchwały! — zaryczał major; — do kordegardy! Sto rózeg, natychmiast, w tej chwili!
Starca ukarano. Położył się pod rózgi bez oporu, wsadził rękę między szczęki i wytrzymał karę bez najmniejszego krzyku lub jęku, ani drgnąwszy. Tymczasem B-ski i T-ski już weszli do ostrogu, gdzie M-cki oczekiwał ich u bramy i rzucił się im na szyję, choć przedtem nigdy ich nie widział. Oburzeni przyjęciem ze strony majora, opowiedzieli zaraz M-ckiemu, co się stało z Ż-kim. Pamiętam, jak M-cki opowiadał mi o tem: „Traciłem przytomność — mówił — nie pojmowałem, co się ze mną dzieje i trząsłem się jak w febrze. Stanąwszy u bramy, czekałem na Z-kiego, który miał przyjść wprost z kordegardy, gdzie go karano. Nagle otworzyła się