Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mocno było ustawione i na tak długo! Nie biwakowego, przejściowego, nie było w nim ani śladu. Wprawdzie wiele jeszcze lat wypadało mu przebyć w ostrogu, ale bodaj czy kiedykolwiek pomyślał on o wyjściu ztamtąd. Ale jeśli pogodził się z rzeczywistością, to jużcić nie z ochoty, tylko wskutek subordynacyi, co zresztą dla niego znaczyło to samo. Był to dobry człowiek i nawet z początku pomagał mi radą, wyświadczał pewne usługi ale niekiedy, wyznaję, napędzał mi niesłychane nudy, które jeszcze zwiększały ciężar, gniotący mi duszę. A ja z nudów zawiązywałem z nim rozmowę. Pragnę, bywało, jakiegokolwiek żywego słowa, choćby żółciowego, niecierpliwego, chociażby gniewu jakiego: naklęlibyśmy przynajmniej na nasze losy razem. A on milczy, klei swoje latarki, albo opowie o tem, jaka tu u nich była rewja w takimto roku, i kto był naczelnikiem dywizyi, jak go zwano po imieniu i „otczestwu“, czy zadowolony był z przeglądu wojska, czy nie, jak strzelcom zmieniono sygnały i t. d. I wszystko to opowiedziane równym, statecznym głosem, rzekłbyś woda spada kropla po kropli. Nie zapalał się nawet wtedy, gdy opowiadał mi, jak za udział w pewnej sprawie wojennej na Kaukazie zaszczycony został „świętą Anną“ na szpadzie. Tylko głos jego w tej chwili stawał się niezwykle poważnym i uroczystym; obniżał się nawet do pewnej tajemniczości przy wymawianiu „świętej Anny“, i przez