Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kawałku wielkanocnego placka; miasto znowu zasypało ostróg jałmużną. Znowu odwiedziny popa z krzyżem, znów odwiedziny zwierzchności, znowu dobrze omaszczony kapuśniak, znów pijaństwo i włóczęga — wszystko co do joty, jak na Boże Narodzenie, z tą różnicą, że teraz można było przechadzać się po dziedzińcu ostroga i wygrzewać się na słońcu. Było jakoś jaśniej, przestronniej, niż w zimie, ale zarazem ciężej na duszy. Nieskończenie długi dzień letni stawał się ogromnie nużącym podczas świąt. Dzień powszedni mniej długim się wydawał, bo go skracała robota.
Letnie roboty okazały się w istocie daleko trudniejszemi od zimowych. Były to przeważnie budowy inżynieryjne. Aresztanci budowali, kopali ziemię, kładli cegły; inni zajmowali się robotą ślusarską, stolarską lub malarską przy corocznej restauracyi rządowych budynków; inni wreszcie chodzili do fabryki robić cegły. Ta ostatnia robota uchodziła u nas za najcięższą. Cegielnia odległą była o trzy czy cztery wiorsty od fortecy. Co dzień w ciągu lata o godzinie szóstej rano, wyprawiano całą partyę aresztantów, z pięćdziesięciu ludzi, dla robienia cegły. Do tej roboty wybierano takich, co nie byli majstrami i żadnego rzemiosła nie umieli. Brali oni z sobą chleba, ponieważ z powodu odległości miejsca niewygodnie było wracać na obiad do ostrogu i robić tym sposobem ośm wiorst zbytecznych —