Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiadomo dlaczego, uważany był za zdolniejszego, lepszego od Bakłuszyna i Bakłuszyn cierpiał z tego powodu, jak dziecko. Ileż razy w ostatnich dniach przychodził do mnie i wynurzał przedemną swoje uczucia. Na dwie godziny przed przedstawieniem był jak w febrze. Teraz, kiedy widzowie śmiali się i kiedy wołano z tłumu: „Tęgo Bakłuszyn! Aj-da maładiec!“ — twarz jego jaśniała szczęściem, prawdziwe natchnienie błyszczało mu w oczach. Scena całowania się z Miroszką, kiedy Fiłatka woła do niego naprzód: „obetrzyj nos“ i sam się obciera — wypadła doskonale, była nieskończenie śmieszną. Wszyscy aż się zatoczyli od śmiechu.
Ale najwięcej mię zajmowali widzowie; teraz już niczem się nie krępowali i oddawali się uciesze w całej pełni. Okrzyki zadowolenia rozlegały się coraz częściej. Oto jeden trąca swego towarzysza i naprędce udziela mu swoich wrażeń, nawet nie troszcząc się, a może nawet nie widząc, kto stoi koło niego; drugi, podczas jakiejś śmiesznej sceny, nagle w zachwycie obraca się ku tłumowi, bystro wszystkich wzrokiem obrzuca, jakby wzywając do śmiechu, macha ręką i napowrót skwapliwie zwraca się ku scenie. Trzeci tylko klaśnie językiem i palcami i nie może spokojnie ustać na miejscu, a ponieważ nie ma gdzie iść, więc tylko na miejscu przebiera nogami. Przy końcu sztuki wesołość ogólnego nastroju dosięgła najwyższego stopnia. Nic nie przesa-