Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wstał z miejsca i powoli, bardzo powoli swoimi cichymi, bosymi krokami (latem lubił chodzie boso) podszedł do Antonowa. Naraz w całej hałasującej i wrzaskliwej kazarmie wszyscy ucichli; muchę można było posłyszeć. Wszyscy czekali, co to będzie? Antonów skoczył naprzeciw niego; twarz miał zmienioną.... Nie mogłem się patrzeć i wyszedłem z kazarmy. Myślałem, że nie dojdę jeszcze do ganku, gdy usłyszę krzyk zarżniętego człowieka. Ale do tego nie doszło; Antonów, zanim jeszcze Pietrow doszedł do niego, milcząc, co prędzej, rzucił mu to, o co się spierali. (Chodziło o jakieś nędzne szmaty do obwijania nóg). W parę minut potem Antonów zaklął Piętrowa, dla przyzwoitości, żeby pokazać, że niezupełnie stchórzył. Ale na łajanie Pietrow nie zwrócił wcale uwagi, nawet nie odpowiedział: nie o obelgi chodziło w sporze, ale o rzecz, którą Pietrow zabrał i z której był wielce rad. W kwadrans potem po dawnemu wałęsał się po ostrogu z miną człowieka, nie mającego nic do roboty i jak gdyby szukał, czy nie mówią gdzie o czemś ciekawem, żeby i swój nos tam wetknąć i posłuchać. Zdawało się, że wszystko go zajmuje, a przecież jakoś tak się zdarzało, że na wszystko po większej części był obojętny i tylko tak bez celu włóczył się po ostrogu, jakby nim coś miotało w różne strony. Można go było porównać z robotnikiem, z tęgim robotnikiem, w którego rękach ro-