Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aresztanci — odjechawszy przed samą chwilą kary. Innym razem, jeszcze przed katorga, zdarzyło się, że pułkownik uderzył go na mustrze. Prawdopodobnie, nieraz go i przedtem bito, ale tym razem Pietrow nie chciał znieść uderzenia i zabił bagnetem pułkownika jawnie, pośród białego dnia, przed rozwiniętym frontem. Zresztą nie znam szczegółowo całej jego historyi; nigdy mi jej nie opowiadał. Naturalnie były to tylko wybuchy, kiedy natura występowała niczem nie krepowana. Wybuchy takie były w nim bardzo rzadkie; zwykle był rozsądnym, a nawet spokojnym. Namiętności w nim taiły się i to silne, palące; ale żar pokryty był popiołem i tlał powoli. Nie spostrzegałem w nim ani cienia fanfaronady lub próżności, jak w innych. Kłócił się rzadko, z nikim się też nie przyjaźnił, z wyjątkiem chyba Sirotkina i to, gdy ten mu był potrzebny. Raz jednak widziałem, jak się mocno rozgniewał. Czegoś mu nie chciano dać, jakiejś drobnostki, która mu się należała. Spierał się z nim aresztant siłacz, wysokiego wzrostu, zły, zawadyaka, szyderca i wcale nie tchórz, Wasilij Antonow, z oddziału cywilnego. Długo już krzyczeli i sądziłem, że sprawa skończy się co najwięcej na prostem pobiciu się, ponieważ i Pietrow czasem, chociaż rzadko, bił się i klął, jak ostatni z katorżnych. Ale tym razem co innego się stało: Pietrow nagle pobladł, wargi mu zadrżały i posiniały, dech mu zaparło.