Przejdź do zawartości

Strona:PL Don Kiszot z la Manczy (Kamiński).djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.
ZACZAROWANA GOSPODA.


Widząc przybywających w takim smutnym stanie, a szczególnie ogromnego rycerza na małym osiełku, gospodarz zajazdu spytał, co im się stało.
— Chodziliśmy w poblizkie góry — odpowiedział Sanczo — i spadliśmy z jednego kamienistego wierzchołka, który się pod nami oberwał. Ja potrzebuję opatrunku, a mój pan jeszcze bardziej.
Litościwy oberżysta urządził im posłanie w lamusie, to jest w składzie niepotrzebnych rupieci, i przy pomocy swego parobczaka opatrzył ich rany i sińce.
Wśród tego opatrywania młody chłopak, obkładając ich plastrami, zauważył, że potłuczenia bardziej są podobne do znaków po dobrym basarunku, niż do sińców po upadku. Ale gospodarz kazał mu być cicho.
— Kiedy taki szanowny gość mówi, że upadł, to upadł i basta! — powtarzał oberżysta do swego sługi.
Dla oberżysty szanownym był każdy gość, od którego spodziewał się zarobku. Ale słowa jego tembardziej pochlebiły Don Kiszotowi, że je przypisywał uwielbieniu, jakie wzbudzała jego osoba.