Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzę temu, skoro tak powiadasz.
— Przyjęła i ugościła kawalera Desroches ze wszystkimi możliwymi względami. Interesy powoływały ją do miasta; mimo swoich spraw i ustawicznych deszczów jesiennych, które, wzdymając wody płynącej w sąsiedztwie Marny, narażały ją na to iż mogła wyjeżdżać z domu jedynie statkiem, przeciągała pobyt na wsi aż do zupełnego wyleczenia Desroches’a. Wyzdrowiał wreszcie; i oto, przywiązany wdzięcznością oraz bardziej słodkiemi uczuciami do swej młodej, bogatej i pięknej gospodyni, jedzie, wraz z nią, w jednej kolasce do Paryża.
— Tak, to była niebiańska istota: ilekroć pojawiła się w teatrze, budziła powszechny zachwyt.
— I tam ją widziałeś?...
— Tak.
— W ciągu kilku lat trwania ich zażyłości, zakochany kawaler, który też nie był obojętnym pani de la Carlière, ofiarował jej kilka razy małżeństwo; ale świeża pamięć utrapień jakie zniosła pod jarzmem pierwszego małżonka, a bardziej jeszcze reputacya wietrznika jaką kawaler sobie wyrobił przez mnóstwo miłosnych przygód, przeraziły panią de la Carlière, która nie wierzyła w poprawę ludzi tego charakteru. Pani de la Carlière była wówczas w procesie ze spadkobiercami męża.
— Musiało też być sporo gadań z okazyi tego procesu?
— Owszem, i to wszelkiego rodzaju. Możecie się domyślić, że Desroches, który zachował wielu przy-