Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twarzą jaką zawsze miał po modlitwie. Opowiedziano mu sprawę, i potwierdził wyrok księdza. Siostra dodała: „i oto Messynę pozbawiono, jeżeli nie jedynego sprawiedliwego człowieka, to przynajmniej jedynego dzielnego obywatela jaki się tam znalazł. Martwi mnie to“.
Podano do stołu; obecni sprzeczali się trochę ze mną; żartowali silnie z przeora z jego osądu w sprawie kapelusznika i skromnej opinii jaką miał o przeorach i kanonikach. Przedłożono mu kwestyę testamentu; zamiast ją rozstrzygnąć, opowiedział nam wydarzenie z własnego życia.
przeor. — Przypominacie sobie olbrzymie bankructwo bankiera Bourmont.
ojciec. — Czy sobie przypominam! i mnie szarpnęło ono trochę.
przeor. — Tem lepiej!
ojciec. — Czemu tem lepiej?
przeor. — Temu, iż, jeżeli źle uczyniłem, większą będę miał ulgę w sumieniu. Zamianowano mnie syndykiem wierzycieli. Znalazł się, pomiędzy czynnymi walorami Bourmonta, oblig na sto talarów, wystawiony przez biednego kupca mieszkającego w sąsiedztwie. Oblig ten, podzielony pomiędzy ilość wierzycieli, nie sięgał ani dwunastu su na głowę; ściągnięty zaś z nieboraka, byłby go wtrącił w ruinę. Przypuściłem...
ojciec. — Iż każdy wierzyciel z osobna nie odmówiłby dwunastu su na rzecz nędzarza; podarłeś ksiądz weksel i uczyniłeś jałmużnę z mojej sakiewki.
przeor. — W istocie; czy się pan gniewa?
ojciec. — Nie.